Od razu mówię, że pomysł nie jest nasz - wynalazłyśmy go na niefunkcjonującym już blogu Erosion Bundles; edycjami odbywającymi się w poprzednich latach zarządzała Carolyn Saxby pomieszkująca w pięknym St. Ives na wybrzeżu Kornwalii. Kusił nas przez dłuższy czas, aż wreszcie postanowiłyśmy zakasać rękawy i sporządzić nasze własne erosion bundles, które nazwałyśmy meteopakietami.
Rzecz polega na tym:
1 - zbieramy sobie stertę różności: papierów, szmatek, żelastwa, drewienek, nici, włóczek, substancji kuchennych i ogrodowych; zapewne im większe urozmaicenie, tym lepiej, ale warto pamiętać, żeby przynajmniej część przedmiotów była w stanie dać albo wziąć kolor; chodzi bowiem o to, żeby dzięki żywiołom atmosferycznym nastąpiły w naszym pakiecie zmiany.
2 - montujemy z zebranych skarbów paczuszkę - dobrze jest mieć płócienny woreczek albo szmatkę, w którą się ów zbiór zawinie. Reklamówka raczej nie będzie dobrym rozwiązaniem, bo deszcze i śniegi się przezeń nie przedostaną :) W miarę potrzeby obwiązujemy sznurkiem.
3 - wiązkę wieszamy na drzewie w ogrodzie, albo na balkonie, albo kładziemy gdzieś na glebie, albo nawet zakopujemy do ziemi, jeśli ktoś będzie na tyle odważny.
4 - czekamy. Otwarcie meteopakietów planujemy na koniec kwietnia. Przyniósłszy je z ogrodu, wstawimy je na kilka dni do zamrażalnika, by zlikwidować ewentualne życie, jakie w nich powstało (czego tak naprawdę się nie obawiamy, bo w niskich temperaturach życie nie powinno się rozwijać).
5 - otwieramy i cieszymy się zmianami, jakie (miejmy nadzieję) nastąpiły. Z nowych materiałów tworzymy Sztukę - wedle upodobania, może to być kartka, album, makatka itd., zupełna wolność.
To... kto się do nas dołączy?
Na końcu postu jest tradycyjna linkownia - można będzie się tam chwalić postami o komponowaniu i wywieszaniu meteopakietów. Zapraszamy serdecznie do Wielkiego Eksperymentu!
A oto nasze przygotowania:
Do mojego pakietu schowałam: trochę różnych
papierów, kawałek materiału,, koronkę, wstążkę, sznurek, papierowe
serwetki, filtry do kawy (do jednego wsypałam trochę kawy), torebki z
herbatą: ziołową i zwykłą, znaczki pocztowe, korę, szypułki od
pomidorów, klucze, agrafki i trochę innego żelastwa. Część materiałów
farbowałam distressami i ekoliną.
Pakiecik na balkonie
Pierwsza część wsadu: substancje organiczne w
postaci kawy, ciemnego kakao, przyprawy curry i herbaty yerba mate. Poza
tym papiery z książek starych i nowych, farbowane metoda psikania czym
popadnie: mgiełkami, farbami, tuszami do drukarki, stemplowane i mazane.
Trochę żelastwa w postaci starych żabek od karnisza juz podrdzewiałych-
mam nadzieję, że proces będzie trwał nadal.
Tkaniny- mam nadzieję, że któryś kawałek puści farbę:-)
Kolejne papierki... różne faktury, grubości i kolory.
Tekturki od Starbuck'sowej kawy od Kasi
Szkieuka, ramka stempell&kartoon, serduszko z ciekawego papieru do
Kasu, drewniane elementy do kolczyków surowe i malowane, ozdobnik do
kolczyków metalowy, papier do decoupage'u, znaczki z fragmentem
koperty...
... i część druga- m.in. chusteczka higieniczna z nadrukiem
wieży Eiffle'a. Z jednej strony chciałabym, żeby złapała jakieś plamki
koloru, z drugiej mam nadzieję, że przez swoją chłonność złapie trochę
wilgoci i pozwoli jej popracować w środku tobołka.
Pakiecik zapakowany i opisany, żeby się
sąsiedzi (nie) dziwili i w razie czego znaleźli w necie:-) Zawisł na
balkonie na antenie od radiowego internetu:-)
Co w pakiecie jest, każdy widzi - z mniej
oczywistych rzeczy wspomnę, że "obierki" z temperówki wystąpiły, rzecz
jasna luzem, oraz że nie ma na obrazku dwóch rzeczy, po których
spodziewam się największego farbowania, mianowicie zuzytego filtra
kawowego z fusami oraz rozprutego wnętrza starego mazaka.
Te niebieskie kryształki to odrobina soli do posypywania chodnika - zwędziłam z wiadra przy wejściu do budynku...
Te niebieskie kryształki to odrobina soli do posypywania chodnika - zwędziłam z wiadra przy wejściu do budynku...
Trochę niewyraźny obraz tuż przed spakowaniem...
...i gotowa paczka.
Oto zawartość mojego tobołka - chciałam najpier
dać same białe papiery, bo najbardziej mnie interesuje nie jak coś puści
farbę, tylko taki efekt zwykłego postarzenia i naturalnych zacieków.
Ostatecznie włożyłam biały papier, kartki z książki, wydruk z drukarki, 4
kawałki scrapowych papierów, 2 koronki, jedno jojo materiałowe, 2 tagi,
bakers twine, stary zamek od szafy i guziki na druciku - bardziej o
drucik chodzi niż o guziki, bo im nic nie grozi :D
A to sam tobołek - biały, bawełniany, zawiązywany na sznureczek.